O NIEBYCIE SŁÓW PARĘ albo KRÓTKA HISTORIA NICZEGO
Nieraz myślę, że mogłabym zniknąć w jednej chwili jak wilgoć w grubej warstwie piasku i nie tylko światu byłoby to obojętne – także ja nie zauważyłabym różnicy. Weźmy Roberta – potrafię o nim myśleć tylko wtedy, gdy go nie ma. Kiedy jest ze mną, za bardzo się boję, że zaraz odejdzie, choć zarazem wyglądam sobie z ciekawością zza pleców: czy już jesteśmy dostatecznie dalecy? Jesteśmy jak gwiazdy niekoniecznie ze względu na stopień jasności naszego układu, ale – na rosnące odległości. Energia nie tylko poprzedza materię; także ją aktualnie rozrzedza. Jesteśmy jak śladowe ilości orzechów w puszkowanej galarecie czasu; bez wątpienia możemy w niej występować, choć bardzo rzadko można nas naprawdę poczuć. Galareta krzepnie niczym trup, zawsze na tyłach, mozolnie, zastygając w woskowych kształtach wróży nam przeszłość, której nigdy nie przeżyliśmy i nie przeżyjemy ponownie w kurczącym się Wszechświecie, nogami do góry. Cokolwiek uczynione nie zostało, uczynione nie zostanie. Niebyt powraca w kolejnych wcieleniach.